I mogę pokazywać dowolną zdjęć z wyjazdu. Proszę się w tym celu zaopatrzyć w dużą ilość białych kartek. Gotowi? To białe na górze to są chmury, z których pada śnieg, to białe na dole to jest stok, to białe po bokach to są drzewa oprószone śniegiem. Moich nart nie widać, ponieważ są przykryte śniegiem. Kolejna kartka. To białe na górze to są chmury, z których pada śnieg, to białe na dole to jest osnieżona droga, to białe po bokach to są zaspy. Kolejna kartka. To białe wszędzie to jest mgła. Ja naprawdę nie przesadzam, pogoda była nadzwyczaj interesująca, śnieg padał ciągle. No dobra, słońce wyszło na 3 minuty w środę rano. Oraz w niedzielę, kiedy się już zbieraliśmy do wyjazdu, ale tego można się było spodziewać. Dodatkową atrakcją były gęste mgły na górze Chopoka oraz fakt, że Słowacy ratraki owszem mają i używają ich w charakterze ozdób: stawiają je mianowicie na dole stoku i one tak sobie stoją, a jeździ się w gęstym puchu, w którym człowiek zapada się po kolana, jeśli ma na nogach narty, oraz po pas, jeśli ich akurat nie ma.
Pierwszego dnia wjechawszy w zaspę wywróciłam się tak ładnie, że własną nartą oberwałam w udo lewej nogi oraz w łydkę prawej. Powtórki dla publiczności nie są przewidziane. Na udzie zrobił się wielki siniak, łydka natomiast spuchła i jest spuchnięta do tej pory. Następnie tegoż samego dnia poprawiłam prawe udo orczykiem i ten siniak ma 20 cm średnicy. Więcej obrażeń nie odniosłam, a te noszę z dumą. A teraz państwo postarają się zgadnąć, jakie mięśnie bolały mnie najbardziej po trzech dniach jeżdżenia na nartach.