Jak wyrabiałam paszport

Za trzy tygodnie i trzy dni lecę do Polski, i zabieram ze sobą faceta mego życia, mocno nieletniego obywatela francuskiego zwanego popularnie Małą Żabką, czyli syna mego, co go sobie jakiś czas temu urodziłam. Obywatel ten, choć bardzo jeszcze mały, potrzebuje jednak paszportu. Zabrałam się do rzeczy metodycznie: wzięłam z mairie rozpiskę, jakich dokumentów w tym celu wymagają, zgromadziłam je starannie na stosik, po czym udałam się do fotografa.
– Dzień dobry, zdjęcie paszportowe dla tego tu młodego pana potrzebuję.
– A nie, dzieci to my nie obsługujemy, do widzenia.
Poszłam do drugiego fotografa. Ten się zgodził obsłużyć małego obywatela, ale kazał, żeby dziecko miało oczy otwarte. Ponieważ syn mój w wózku natychmiast zasypia, musiałam poczekać dobrą godzinę, aż się obudził, i wcale nie był z tego zadowolony. Fotograf zawezwał wtedy do pomocy swą pracownicę i zrobili zdjęcia. Jakiś czas później udałam się na mairie z dokumentami i zdjęciami, a tam
– Ależ proszę pani! To zdjęcie się nie nadaje! Tu rękę widać! – istotnie było widać mały kawałek ręki osoby trzymającej młodego osobnika, który jeszcze sam się pionowo nie utrzymuje.
– Ale przecież widać całą jego buzię, a poza tym to robił fotograf i ja za to zapłaciłam 7 euro – próbowałam się wykręcać.
– Absolutnie nie ma mowy, ONI tego nie przyjmą! – pani urzędniczka powołała się na nieokreśloną wyższą instancję, co zawsze działa na szarego petenta. – Proszę pani: w domu położy go pani na prześcieradle, zrobi zdjęcie aparatem cyfrowym i zaniesie do wywołania. Tylko żeby tło było białe, a dziecko miało buzię zamkniętą i oczy otwarte…
– Wie pani, to naprawdę dość trudno wytłumaczyć trzymiesięcznemu dziecku – sarknęłam sobie, ale musiałam ulec władzy.

Po paru dniach prób udało mi się uzyskać zdjęcie, które z grubsza spełniało wymogi urzędasów. Przy okazji spaceru wzięłam aparat ze sobą i wparowałam na mairie.
– Czy to zdjęcie się nadaje do paszportu?
– No, może być. Ale sama będzie pani kadrować? Nie może pani sama! Musi fotograf!
Rzekłam, że dobrze, poszłam do domu, wykadrowałam zdjęcie i poszłam do fotografa.
– Proszę mi tu to zdjęcie wywołać w formacie paszportowym, 3.5 na 4.5 – zażądałam precyzyjnie.
– Nie można sobie samemu robić zdjęć paszportowych – rzekł kategorycznie fotograf.
– Ale na mairie mi tak właśnie kazali! – osłupiałam.
– Na KTÓRYM mairie? – z przekąsem i podejrzliwie zapytał spec.
Wymieniłam nazwę (fotograf administracyjnie znajdował się w miejscowości sąsiedniej).
– Aaaaa, na TYM. No tak – z jeszcze większym przekąsem odrzekł fotograf. – Proszę pani, ja tego nie mogę zrobić.
– Ale ja tylko chcę wywołać to zdjęcie w formacie 3.5 na 4.5, to chyba moja sprawa, co ja z tym potem zrobię – spróbowałam się kłócić, fotograf jednak odwrócił się na pięcie i przestał na mnie zwracać uwagę. Poszłam do drugiego obok, gdzie byli mili, wywołali bez dyskusji w żądanym formacie, i zażądali za to raptem euro 2. Zyskali w ten sposób stałą klientkę, a ja wkrótce potem odebrałam paszport dziecka, który niedługo przetestujemy w boju.

87 thoughts on “Jak wyrabiałam paszport

  1. Nie kryjąc swego zaskoczenia i zdumienia,wyrażam podziw dla tak nieprzeciętnej dyskrecji.Życzę pomyślności i szczęścia na tym nowym etapie, w nowej życiowej roli!
    Bardzo mi się podoba także szata graficzna blogu.:)

  2. Taaaa…. Alfred Ci może trzewiki zapinać
    Gratulacje!
    :)))
    (nie chce mi sie wracać, czy w ogóle ktoś skomentował fotograficzne perturbacje? )

  3. Tia…. A ja jej tak ładnie pisałam, żeby się nie poddawała… Też myślałam, że śmiertelna choroba…

    Kobito, Ty byś się w konspirze odnalazła 😉

  4. zapewne jest w tym jakaś myśl. chociaż jej nie dostrzegam.

    po co Ci właściwie blog?

  5. Nie wiem, po co ds, ale mogę się podzielić moją odpowiedzią – może a nuż się pokryje 😉

    Mnie jest po to, by się dzielić niektórymi spostrzeżeniami, informacjami, przemyśleniami. I żeby się wprawiać warsztatowo, zanim na emeryturze napiszę coś większego.

    Nie wiem, jak ds, ale ja na ten przykład, nigdy nie deklarowałam, że będę pisała prawdę, tylko prawdę i całą prawdę 😉

  6. W Polsce – o ile jest tak nadal jak było kilkanaście lat temu – dla takich maluszków wystawiane są paszporty rodzinne – na zdjęciu pazportowym występuje matka lub ojciec z dzieckiem na rękach. Czy nie warto było wyrobić paszport w Polskim konsulacie? A moze podziłać by synek miał obydwa obywatlestwa?
    Ależ Ty jesteś APARATKA Ds(z nutką podziwu)
    😉

  7. Yyy…

    Tia.

    Nie wiem jak bardzo nieletni jest Twoja latorośl, ale zastanawiam się skąd bierzesz czas na różne rzeczy, jak np. bieganie na pocztę, celem nadania przesyłek do Pl, czy czytanie Pratchetta vel Stephensona????

    Gdzie ta moja szczena?

  8. Droga ds,
    szczere gratulacje 🙂

    Oraz szczery komentarz.

    Oczywiście masz pełne prawo pisać tyle ile chcesz, co chcesz i jak chcesz. Niemniej jednak porównując Twoją strategię do zachowań perkursorki ciążowej siurpryzy, czyli Mignony wypadłaś jednak kilka klas niżej. Aluzyjne wpisy i to co się działo w komentarzach sugerują, że Twoi czytelnicy żywo się przejmowali. Można powiedzieć – biedni ufni internauci, ileż to jeszcze razy zanim w końcu załapią, że blogi rządzą się swoimi prawami. Ale… pewien niesmak pozostaje. Nawet jeśli tamte notki były takie, bo cechy medium, bo Twoje niezaprzeczalne prawo pisania o Twojej rzeczywistości w dowolny sposób, bo nasze, czytelników, braki w wiedzy etc.

    Mam nadzieję, że melancholijne opisy w stylu romansów suchotniczych były tylko egzaltacją hormonalną i z Tobą i Małym Żabkiem wszystko ok. Szkoda mi tylko trochę tego konkretnego wyobrażenia, jakie miałam na Twój temat po paroletniej lekturze 😉

    PS
    Po części jest to także komentarz do komentarza Idiomki – eh ta nonszalancja autorów w odniesieniu do biednych pragnących (li i jedynie) Prawdy czytelników 😉

  9. Eh, eh… 😉 Nie na darmo Zdzichu mnie ostrzegał, że dopóki czytelnicy wierzą, że czytają całą i 100% prawdę – będą wierni. Ale kiedy zorientują się, że nikt im nie dał prawa do pełnego zyciorysu, że autor bloga nie stał się własnością swoich czytelników – niektórzy zaczną marudzić 😉

  10. Klu, nie ma juz paszportow rodzinnych, dziecko musi miec wlasny, a konsulat moze wystawic jedynie tymczasowy, na rok. Mnie osobiscie i taniej I szybciej wyszlo zalatwienie corce paszportu irlandzkiego, zamiast uzerania sie z polska biurokracja.

  11. serdecznie dziękuję wszystkim państwu za liczne ciepłe komentarze i ograniczenie się w tych nieciepłych 😉

    miss i K, nie mam drugiego bloga, naprawdę nie widziałam potrzeby.

    Nina, oczywiście że eMa.

    milena, rotfl!!

    ania_2000, nie śmiałam się, nie były głupie, i naprawdę kompletnie nie rozumiem, dlaczego ciąża i dziecko miałyby wykluczać nieuleczalną chorobę.

    shent, no jak nie mam jak mam 😉

    idiomka, zapewniam że przydało się to co pisałaś. i dziękuję za obronę 🙂

    Dorota, czy na pewno wszystko na świecie musi być PO COŚ?

    Klu, konsulat chce obecności obojga rodziców w godzinach nieludzkich, opłaty kilkadziesiąt euro za przetłumaczenie aktu urodzenia, opłaty stu kilkudziesięciu za wpis do paszportu czy co tam, a Francuzi zrobili mu paszport w ciągu 3 tygodni całkowicie za darmo. podwójne obywatelstwo ma i tak, kiedyś mu polskie papiery też wyrobię.

    obcasy, byłam cholernie ciekawa, kiedy mi powiesz że ja się strasznie lenię, przecież nie mam żadnych obowiązków, a ciągle twierdzę że nie mam czasu 😉

  12. p, masz oczywiście prawo do takiego komentarza. mam nadzieję że nawet odmawiając mi klasy nie odmówisz mi prawa do obrony 🙂 choć w sumie niewiele mam na swoją obronę: mogę jedynie powiedzieć że nie planowałam tego od początku w ten sposób, że nie zdawałam sobie sprawy ile mam po tej drugiej stronie życzliwych LUDZI (z krwi i kości). że zupełnie szczerze żałuję, że tak wyszło, ale czasu już nie cofnę. pewnie nie uwierzysz, ale sama siebie ukarałam w ten sposób najdotkliwiej. tylko że to jest dla mnie jasne dopiero dzisiaj.

    idiomka, dziękuję jeszcze raz za obronę, ale wiesz, nawet w mówieniu „to przecież tylko blog” są granice. i ja te granice niewątpliwie przekroczyłam. nie ze złej woli i nie do końca świadomie, ale to mnie nie usprawiedliwia.

  13. ds, dziękuję Ci bardzo za odpowiedź. Bo to właśnie za dużą dozę samoświadomości Cię ceniłam i cenię.
    Wyszło jak wyszło. I Ty już wiesz.

    I naprawdę cieszy mnie, jeśli, jak piszesz, nie było w tej całej historii elementu świadomego manipulowania. To jakoś sprawia, że ta empatia i dobre uczucia innych nie poszły na marne, nie? 😉

    Trzymajcie się ciepło 🙂

  14. Nie mam pojecia kim jest poprzedni p., ale to nie ja !
    Felicitations pour une mere courage !
    P.

  15. Nie mam pojecia kim jest poprzedni p., ale to nie ja !
    Felicitations pour une mere courage !
    P.

  16. A to posypuję głowę popiołem – spodziewałem sie, że mogły się pozmieniać – tzn zeuropeizować – regulacje paszportowe.
    Ten charakterystyczny przerost zbiurokratyzowania w polskich placówkach o jakim piszecie wpieprza do zenitu – człek sie wstydzi swej nacji. A PiSuarki chcą jeszcze bardziej etatyzować …
    😦

  17. yh ds, MATKO. to ja umieralam na zawal, a ty tu z taka informacja DOPIERO TERAZ wystepujesz. wstydz sie 😉 pamietaj ze po drugiej stronie kabla sa zywi ludzie, z krwi i kosci. i tez maja dzieci, tak ? 😉
    gratuluje oczywiscie. piekna podroz przed toba, wyboista ale warto do cholery.

  18. p, achchchchch. powinnam oczywiście była po stylu poznać. i nie chować IP… A Was od dawna jest tu dwie sztuki ;)? to znaczy że mail poszedł do niewłaściwej literki p. no cóż.

    Klu, już wiem, to tylko były opłaty żeby zarejestrować francuski akt urodzenia w Polsce. a żeby wyrobić paszport, to musiałabym zdaje się dostarczyć jeszcze akt ślubu z adnotacją o rozwodzie, co mnie natychmiast skutecznie zniechęciło…

    Dora, wstydzę się, pamiętam, i dziękuję 🙂

  19. Przepraszam Cię P. za podebranie niechcący nicka. Kwestia przyzwyczajenia – od lat się tak podpisuje.

    I odpowiadając Tobie, ds, bardzo rzadko komentuję, więc na pewno nie było wcześniej żadnego qui pro quo.

    Czy dlatego odpowiedziałaś w komentarzach, że wzięłaś mnie za kogoś innego? 😉

  20. ehh, nie będę oryginalna, szczękę jeszcze zbieram z podłogi a w oczach mam łzy wzruszenia – tak jak i poprzednikom do głowy mi nie przyszła ciąża ale rózne ciężkie choroby… Gorąco pozdrawiam i gratuluję;)

  21. Gratulacje i wycałuj w pięty „le pti żabą”.:-))))))
    P.S.
    Ja cały czas pamietalm tamta notke z przed 3 miesiecy i caly czas uwazalam, ze jesli uznalas, by nas nie informowac o meritum to Twoja wola i nikomu nic do tego. Wierze, ze uczucia ktore na tym blogu okazywalas i watpliwosci byly czyms prawdziwym.
    Nie mam zadnych pretensji, bo to Twoj blog i Twoje zycie i piszesz w nim co chcesz i nie masz zadnego obowiazku o WSZYSTKIM. ZADNEGO!
    Ale przyznaje, ze jak juz zebralam szczeke z podlogi, to poczulam ulge, ze to nie jakies chorobsko.
    Usciski.
    Iwona z pochmurnego Wro

  22. p, nie – odpowiedziałam na komentarz, a nie osobie. tyle że mail uzupełniający odpowiedź poszedł najwyraźniej na niewłaściwy adres. trudno.

    vectra, RUDA, serdeczne dzięki 🙂 ja tylko kompletnie nie rozumiem, dlaczego w opinii tylu osób ciąża wyklucza chorobę. ja naprawdę nie rozpaczałam z tego powodu, że mam dziecko…

  23. mi się wydaje, że u kogos na blogu, w komentarzach, pisałaś już o dziecku swym – w każdym bądź razie mi się wbiło to w pamięć – potwierdź proszę, bo teraz się zmartwiłam, że mam jakieś omamy…

  24. Mi nie chodzilo o to, ze ciaza wyklucza chorobe..zle to rozumiesz..- nie przypuszczalam po prostu, ze bylas w ciazy – piszac tak jak pisalas, nikt chyba nie mogl przypuszczac, ze bylas…

    Szkoda troche, ze nie dalas nam, wiernym gosciom twoim – sie cieszyc nia, i przezywac jej radosci – ale oczywiscie szanuje twoj wybor.

    Najwazniejsze ze masz mala Zabke:0)))))

  25. Jak już odzyskałam mowę, to serdecznie gratuluję, niech rośnie zdrowo i błagam o jakieś zdjęcie 🙂
    wiem, wiem, nie będzie
    Ale na blogu małgośki wpadło mi w oko coś dla ciebie:

  26. RUDA, nie wnikając w szczegóły, ciąża nie była powodem do zmartwienia ani rozpaczy.

    dora2, aha 🙂

    anionka, może u sistermoon?

    ania, etam, rozczarowaliście mnie. naprawdę miałam nadzieję że ktoś się domyśli 🙂 no, oprócz miss, która przy ogórkach kiszonych mnie podejrzewała, ale niesłusznie, bo ja ogórki kiszone uwielbiam niezależnie od wszystkiego 😉

    batumi, zaraz tam nie będzie, może być. mnie tam zdjęcia cudzych dzieci średnio interesują (no dobra, teraz trochę bardziej), to co mam ze swoim się narzucać, ale jak ktoś chce to czemu nie… obrazek bdb 😉

  27. co to podejścia do zdjęć to właśnie dlatego uważam ds, że nie masz tej przysłowiowej sieczki. Co jak na tak młodą mamę jest po prostu dla mnie niewiarygodne. Błagam Cię przyznaj się jak to zrobiłaś, bo może wtedy stwierdzę, że ta ciąża to nie jest taki zły pomysł.

  28. łomatko!
    O_o ds ma dziecko!

    a eM o tym wie? przecież on biedaczek nie czyta tego bloga!
    taka niespodzianka! a on sobie chciał z Tobą życie układać!

    musisz mu powiedzieć! koniecznie!

    😉 no dobra, żartowałam 🙂

    gratuluję niezmiernie 🙂
    moja córka też ma 3 miesiące 🙂 z 17.08 jest. a Twój chłopaczek?

    co do konspiry – właściwie możesz, chociaż i mnie jest głupio, że się AŻ TAK przejmowałam dramatycznymi opisami. a to hormony były!

    no nic, grunt, ze się wszystko dobrze skończyło – jak na razie…..

    pozdro z Zielonej Wyspy

    KFK

  29. –>aba
    Wiesz, tak naprawdę, to nie tylko nie wiedziałem, ale nawet nie podejrzewałem. 🙂

  30. shent, stawiam dolary przeciw orzechom, że TY nie będziesz miała sieczki. a nawet jeśli, to pewnie będziesz z nią szczęśliwa, bo to tak działa 😉 matki z budyniem w głowie są po prostu bardziej widoczne, ale to nie znaczy że to jest niezłomna reguła. tak jak zauważa się jednego co robi straszne błędy ort, a nie zauważa się stu co piszą poprawnie.

    ukryta, to, do jasnej cholery, NIE BYŁY hormony. czy ja mogę prosić o czytanie tego co piszę, a nie tego co się Państwu wydaje?

Dodaj odpowiedź do ukryta vel kasior Anuluj pisanie odpowiedzi