Panowie Toledano i Nakache za młodu imali się różnych drobnych robótek, w tym kelnerowania na weselach. Przekuli swoje doświadczenia w film, który jest zabawny, świetnie nakręcony (jak zazwyczaj kręcę nosem na ruchomą kamerę, tak tu mi prawie nie przeszkadzała). Jest również dość przewidywalny, zwłaszcza pod koniec, za to jest świetnie zagrany. Poznajemy Maksa, który organizuje śluby, obejrzymy dzień z jego życia, oczywiście nic nie idzie zgodnie z planem. W tle imigranci, różnice kulturowe, praca na czarno, ale wszystko bardzo subtelnie, to w końcu komedia, a nie dramat. Nic na miarę „Nietykalnych„, ale bardzo przyzwoity film, oraz bardzo chcę tę muzykę.
Monthly Archives: Październik 2017
Ciemny las
Odkrywszy, że „Problem trzech ciał” ma ciąg dalszy, obawiałam się przypadku „Hyperiona” (doskonała powieść, której autor następnie dopisał 234 dalsze części, nie nadające się do czytania). Moje obawy wzrosły na początku „Ciemnego lasu”, który jest bardzo słaby. A potem odkryłam, że minęło 30% książki, a ja bawię się doskonale. Za czterysta lat przyleci inwazja z innej planety, ludzie usiłują się na to przygotować, sprawy jednak nie ułatwia fakt, że kosmici w czasie rzeczywistym szpiegują wszelkie ludzkie działania. Mam wątpliwości, czy ktokolwiek na Ziemi przejąłby się czymkolwiek, co ma nastąpić za cztery wieki, tak samo jak ochroną środowiska przejmujemy się głównie na pokaz, ale jestem w stanie zaakceptować wizję Cixina Liu, która jest oryginalna i zabawna. I nieco naiwna, ale to jest specyfika jego stylu. Druga część powieści wyraźnie nawiązuje do „Fundacji” Asimova, wymienianej zresztą w tekście explicite. Jest to dobrze napisane i zakończone – paradoksalnie jestem więc bardzo ciekawa, o czym właściwie jest trzecia część.
Okruchy dnia Kazuo Ishiguro
Blade Runner 2049
Byłam tam
– Słuchajcie koledzy – zagaił przewodniczący Akademii Szwedzkiej. – Nobla w tym roku musimy dać jakiemuś solidnemu powieściopisarzowi, takiemu co go ludzie czytają i rozumieją, bo znowu będą gadali.
Szacowne grono pomrukiwało przytakująco.
– I żeby
Osiecka, dziennik 1953
Nadal doskonała lektura, nastoletnia Osiecka napisałaby, że „cudna”, nadużywała tego słowa. Kolejny raz zdumiewa mnie jej dojrzałość, ta szesnastolatka doskonale zdaje sobie sprawę choćby z tego, że tworzymy sobie wyidealizowane wyobrażenia celów i marzeń, stąd potem często rozczarowanie, gdy marzenie uda się urzeczywistnić. Widzi nawet to, że jej zakochanie w Jerzym Rajskim było fantasmagorią. Co nie przeszkadza jej regularnie wzdychać, że chciałaby spotkać kogoś, kogo mogłaby naprawdę pokochać – zdaje się, że to pragnienie towarzyszyło jej całe życie. Jest fantastyczną obserwatorką ludzi, analizującą ich bezlitośnie, z wyżyn swojej inteligencji i intelektualizmu. Mnie to nigdy w tym wieku nie przyszło do głowy, a nawet i dzisiaj miałabym z tym problemy.
W 1953 Osiecka była studentką wydziału dziennikarstwa, skończyła treningi pływackie (kolejna zdumiewająco dojrzale uzasadniona decyzja), zerwała z jednym chłopakiem, flirtowała z całą masą kolejnych, zaczęła być z następcą: i tu widzimy trochę więcej jej stosunków domowych, dość dziwacznych. Ojciec w którymś momencie wybucha, że ma już dość tych ludzi (jej znajomych) w swoim domu. Matka z kolei ma pretensję, że związała się z jednym chłopakiem, dość zaskakującą: nie czepiała się późnych powrotów córki, jej samodzielnych wyjazdów, przebywania w bardzo rozmaitym towarzystwie, picia alkoholu, a tu nagle ma zastrzeżenia. Jest tu też opis wyrzucenia z ZMP, co Agnieszka oczywiście bardzo przeżyła – po czym po paru dniach nagle pisze, że jakim właściwie prawem ci ludzie ją oceniali, nic tak naprawdę nie wiedząc. Prezentuje tu kolejny raz wnikliwą ocenę sytuacji, zauważa, że była kozłem ofiarnym i że nie wszystko w tym nowym socjalistycznym świecie jest tak doskonałe, jak chciała to widzieć.
Poza tym jak poprzednio: pisze po niemiecku, czyta po francusku, angielsku, cytuje Puszkina w oryginale, bezustannie chodzi do teatrów, analizuje przedstawienia i lektury. Jest oszałamiająca. Dziwi może tylko to, że późniejsza autorka piosenek nie próbuje tutaj w ogóle swoich sił w żadnej poezji. Być może miała w tym celu oddzielne zeszyty – ale edytorka wspomina, że złożyła w całość wszystkie zapiski i bruliony Osieckiej z tamtego okresu: włączona do tego tomu jest na przykład korespondencja z kolegą ze studiów.
„Problem trzech ciał”
Co za dziwna książka (Hugo 2015). W 40% nadal nie wiedziałam, co to w ogóle jest i dokąd to zmierza. Ale czytając chińską fantastykę człowiek (ja) chciałby chińszczyzny, a nie amerykańskości wyobrażonej przez Chińczyka, i tutaj ten cel osiąga w pełni. Postaci nazywają się Ye, Yang, Dong, Weng, i tak dalej, musiałam się kilkakrotnie odwoływać do umieszczonego na początku spisu bohaterów, bo trochę mi się myliło kto jest kim. Zaczynamy realistycznie, 1967 rok (autor urodził się w 1963), fizyk relatywistyczny ma się wyprzeć swoich eksperymentów, bo są niezgodne z dialektyką marksistowską (czytelnik polski kiwa głową ze zrozumieniem). Jego córka, też fizyk, bo wszyscy tu są fizykami, będzie bohaterką dalszej części akcji, jako podejrzana trafi do tajnej bazy Czerwony Brzeg, gdzie będzie się zajmować niezrozumiałymi badaniami.
Współcześnie natomiast kolejny fizyk zajmujący się nanomateriałami wplątany zostanie w wir bardzo dziwnych wydarzeń, które klimatem kojarzą sie z „Ubikiem”, chociaż tematyka nie ma z nim absolutnie nic wspólnego. W ramach wydarzeń ma grać w przedziwną grę VR, i w tym momencie mamy coś w rodzaju skrzyżowania „Ubika” z „Grą Endera”, jakkolwiek by to nie brzmiało. Cixin Liu odwołuje się również do historii Chin, dawnej i nowszej, wplata tu mnóstwo fizyki, i całość jest mocno zaskakująca. Przynajmniej do połowy, bo potem jest już jednak dość przewidywalnie, a potem się okazuje, że są kolejne części. Trochę się obawiam, że to będzie przypadek „Hyperiona”.