Gardner Dozois „The Year’s Best Science Fiction 28” (2011)

Robert Reed „A History Of Terraforming”. Terraformowanie Marsa ogląda czteroletni Simon, którego ojciec pracuje przy hodowli nowych roślin, i wchodzi w konflikt z panią, która ma inną opinię. Specyficzny styl Reeda wyjątkowo pasuje do tego narratora, który błyskawicznie staje się dorosły, i mieszka na asteroidzie 624 Hektor, a potem podróżujemy dalej w czasie i po galaktyce, cały czas pod hasłem „czy można terraformować, skoro miejscowe życie też chce się rozwijać”. Wydumane, ale i tak wolę to od The Great Ship.

Lavie TidharThe Spontaneous Knotting of an Agitated String„. Pani Pongboon na brzegu Mekongu sprzedaje chińskie talizmany, które działają, ale to nie magia, tylko technologia. Króciutkie, bardzo ładne.

Allen M. SteeleThe Emperor Of Mars„. Hugo 2011 (w kategorii novelette). W kosmosie można oszaleć na wiele sposobów i z wielu powodów, ale to jest historia Jeffa Halberta. Narrator w 48 był General Manager of Arsia Station, the first and largest of the Mars colonies i był jednym z dwunastu stałych mieszkańców, a Jeff się tam zjawił to make a lot of money in a relatively short amount of time. Po traumatycznych wydarzeniach popadł w szaleństwo. Bardzo klasyczna narracja i dużo ukłonów w stronę złotego wieku fantastyki marsjańskiej.

Peter Watts „The Things”. Nominacja do Hugo. Nadal uważam je za jedno z najlepszych opowiadań w ogóle., trafiło zresztą trafiło do „The Very Best of the Best”, wyboru ze wszystkich 35 antologii.

Geoffrey A. LandisThe Sultan of the Clouds„. Nominacje do Hugo i Nebuli (novella). Satrapa unoszących się w chmurach miast na Wenus zaprasza do siebie bohaterów, a właściwie towarzyszkę narratora, który korzysta z okazji. Pomysł miast-balonów nie całkiem oryginalny, ale starannie przemyślany, a opis robi wrażenie. Kajaki mnie podbiły. Akcja wartka. Jest tu też pomysłowe małżeństwo „warkoczowe”: człowiek w wieku 12-13 lat żeni się ze starszą o 20 lat osobą, która jest jego nauczycielem, a potem sam osiągnąwszy ten wiek poślubia kolejną, młodszą osobę i ją z kolei naucza.

Kage BakerThe Books„. W świecie post-apo dziecko podróżuje i występuje z wędrownym cyrkiem, a w wolnej chwili odkrywa starą bibliotekę. Krótkie, subtelne.

Ian R. MacLeodRe-Crossing the Styx„. Frank Onions jest resident tour host na luksusowym statku wycieczkowym Glorious Nomad, którym podróżują również the post-living, w sztucznych ciałach. Odwiedzają Knossos, gdzie Frank poznaje Dottie, opiekunkę i żonę post-żywego Warrena. Dość oczywisty rozwój wydarzeń.

Tad Williams „And Ministers of Grace”. Lamentation Kane nie słyszy już w głowie kojącego głosu Boga, gdyż wysłany został z misją do świata niewiernych, na Archimedesa. Sprawny, solidnie krwawy thriller; oryginalności niewiele.

Eleanor Arnason „Mammoths of the Great Plains”. Babcia narratorki jest Indianką i opowiada jej legendę o ludziach polujących na mamuty, które w tej wersji historii nie wyginęły w Ameryce do XIX wieku, potem zostały wytępione przez białych. Jednak babcia babci przechowała zamrożone tkanki ostatnich mamutów, aby można je było odtworzyć, po wielu, bardzo wielu stronach pracowicie obmyślonej, usypiającej, i zmierzającej donikąd historii.

Joe HaldemanSleeping Dogs„. Narrator przylatuje z Ziemi na planetę Secę, gdzie 30 lat wcześniej był jako żołnierz, żeby sobie przywrócić wspomnienia. Pracuje natomiast jako coach nieśmiertelnych, którzy postanowili umrzeć, co okazuje się zupełnie nieistotne dla dalszej akcji. Niezgrabny początek, bardzo przeciętne opowiadanie.

Steven Popkes „Jackie’s Boy”. Gang kanibali opanowuje wejście do zoo w Saint Louis, ale jedenastoletniemu Michaelowi udaje się tam przekraść. Chce się tam schować, w świecie, jak zgadujemy, brutalnie postapo. Spotyka gadającego słonia. Dalej dość klasycznie, ale z powiewem świeżości z powodu bohaterów. Na granicy duszoszczypatielności, ale dobrze się czyta, przemyślany świat.

Nina AllanFlying in the Face of God„. Bliska przyjaciółka Anity jest po procesie przemiany fizycznej pt. „Kushnev drain”, żeby móc lecieć w kosmos. Na zawsze. Matka Anity zginęła przy starcie rakiety, kiedy ta miała 8 miesięcy. Bardzo mało fantastyczne, doskonale napisane.

Cory DoctorowChicken Little„. Leon właśnie zaczął pracować dla Brautigana w agencji marketingowej i ma obmyślić, co sprzedać klientom żyjącym w kadziach, osobom starym, przerażająco bogatym i praktycznie nieśmiertelnym. Jak to Doctorow, łagodny cyberpunk i postekonomia.

Yoon Ha LeeFlower, Mercy, Needle, Chain„. Fantasy z liniami czasowymi, w tytule nazwy czterech superbroni, bohaterka strzeże Arighan’s Flower. Ciekawe zakończenie.

Stephen Baxter „Return to Titan”. 1600 lat po pierwszej sondzie na Tytanie nadal nie stanął człowiek. Tymczasem narrator został porwany, a jest sentience curator. Porywacze chcą go zmusić, żeby dał zezwolenie na budowanie na Tytanie mimo obecności tam istot rozumnych. Duża wyobraźnia, pomysłowe, i mocno techniczne, jak to Baxter.

Damien BroderickUnder the Moons of Venus„. Nieznana siła przeniosła Ganimedesa i Księżyc na orbitę Wenus, a na nią samą całą ludzkość. Prawie całą: Blackett został na opustoszałej Ziemi. Miejscami interesująca technika i nauka, ale główna siłą są aluzje do klasyki sf oraz niewiarygodność narratora. Doskonale napisane i klimatyczne, dziwi mnie brak nominacji do nagród.

Naomi NovikSeven Years from Home„. Z przedmowy napisanej w 4765 wiemy, że bohaterka uciekła z Melidy, co dla niej trwało 7 dni, a dla reszty świata 7 lat, była wojna, a teraz chce opowiedzieć wydarzenia tak, jak je pamięta. Zasadą Melidan było dostosowywanie się do nowego świata przez inżynierię genetyczną, a nie dostosowywanie świata do siebie, jak czyniła reszta gwiezdnej federacji, z której pochodzi narratorka. Mieszkańcy drugiego miejscowego kontynentu są natomiast wrogami Melidan. Jedni załatwiają wszystko biologią i biotechnologią, drudzy technologią opartą na stali. Bardzo ładne, Le Guinowe opowiadanie. To jest naprawdę dobra pisarka.

Chris BeckettThe Peacock Cloak„. Tawus jest jednym z siedmiu klonów Fabbro, a teraz podąża gdzieś odziany w the Peacock Cloak. który do niego mówi. W połowie drogi między sf a fantasy wykracza poza wszystkie gatunki. Przedziwne, niezwykle minimalistyczne, niepokojące opowiadanie. Potrzebuję całego zbioru tego pisarza.

Carrie Vaughn „Amaryllis”. Nominacja do Hugo.

David Moles „Seven Cities of Gold”. Wojny religijne w świecie rządzonym przez islam i buddyzm, japońska Doctor-Lieutenant Chië Nakada, historia alternatywna, uzależnienie od opium, i podróż w górę rzeki do serca ciemności. Gęste i bardzo plastyczne.

Rachel Swirsky „Again and Again and Again”. Zwięzła i przezabawna saga od 1900 przez kilkaset lat. O tym, że dzieci są zawsze inne niż rodzice. To właściwie satyra.

Hannu RajaniemiElegy For a Young Elk„. Kosonen upolował z łuku młodego łosia, a teraz siedzi przy ognisku, gada z niedźwiedziem i usiłuje napisać wiersz. Nagle z nieba spada Marja w postaci deszczu i wysyła Kosonena na misję. Oszałamiający świat. W zasadzie fantasy, ale nieoczywista.

Michael Swanwick „Libertarian Russia”. Podający się za Victora Pelevina bohater jedzie motocyklem przez Rosję. Spotyka Svetlanę. Na trzeciej stronie dowiadujemy się, że jesteśmy w czasach po the Depopulation. Ponieważ nie dało się już kontrolować całej Rosji, rząd skupił się na miastach. Reszta to dziki wschód, czego marzący o wolnościowych ideałach Victor za chwilę doświadczy.

Lavie TidharThe Night Train„. Bangkok, największa stacja kolejowa Hua Lamphong. Bohaterka, która nie nazywa się Molly, czeka na the Old man, and the Old Man wasn’t exactly an old man, either. Na stacji są Chińczycy z Marsa, biznesmeni z Pasa oraz Others w cudzych ciałach, a całość to mniej więcej poetyczny cyberpunk, pełen obrzydliwości i przemocy. Wspominałam już chyba dwukrotnie, że to bardzo ciekawy pisarz, chociaż lektura nieprzyjemna.

Brenda CooperMy Father’s Singularity„. Przejmująco smutne opowiadanie, które prawie nie jest fantastyką. O marzeniach ojca, których syn nie spełnia.

Jay Lake and Ken ScholesThe Starship Mechanic„. Penauch jest alienem („a seven-foot alien with a face like a plate of spaghetti and a cluster of writhing arms„) na Ziemi, jedynym. Pewnego jesiennego dnia spadł z nieba. Fascynują go książki, i lepiej trzymać go w księgarni, ponieważ thing is, when Penauch was out in the world, he had a tendency to fix things. This fixing often turned out to be not so good. I do tego Penauch rozmawia tylko z narratorem. Zabawne, lekkie, trochę rozczarowuje końcówka.

Alastair Reynolds „Sleepover”. Budzą Gaunta i każą mu sobie przypominać. Pamięta, że w 2058 jako jeden z pierwszych dał się uśpić, a potem zaraz wyjaśnia, o co chodziło: “Then the doctors said that while they couldn’t give us eternal life just yet, they could give us the means to skip over the years until it happened.”. Raczej mało oryginalny punkt wyjścia, ale przyszłość wcale nie wygląda tak, jak się spodziewał bohater – ani czytelnik. Jest tu również pomysł użyty przez Stephensona w „Fall http://dees.ownlog.com/fall-or-dodge-in-hell-neal-stephenson,2600919,link.html”.

Pat CadiganThe Taste of Night„. Bohaterka ma synestezję, ale poza tym poczucie, że brakuje jej jednego dodatkowego zmysłu, tylko nie wie jakiego. Coś jak „Portret nietoty„, choć tu otoczenie uważa ją za wariatkę i chce wyleczyć. Dość banalne zakończenie.

Alexander Jablokov „Blind Cat Dance”. Zmodyfikowana puma wchodzi do kawiarni wśrod ludzi, których nie może widzieć, czuć ani słyszeć. „We’re never more human than when we’re manipulating the natural world.” Po kilku bardzo mglistych scenach w tym guście autor postanawia wyjaśnić, o co chodzi, i zmienia ton, ale tylko na chwilę. Pomysł interesujący, wykonanie zupełnie mnie nie przekonało.

Aliette de BodardThe Shipmaker„. Żywe statki i Dac Kien, której przodkowie rzeźbili w jadeicie: wszystko jasne w trzech pierwszych zdaniach. Nie jestem w stanie racjonalnie wyjaśnić, dlaczego ona mnie tak denerwuje. Nowy statek nie jest gotowy, tymczasem matka statkowego umysłu i owszem, więc trzeba się pospieszyć. Technologia kosmiczna, deep spaces, inne planety, ale najwyraźniej nie mają inkubatorów (tak, czytam rzeczy znacznie bardziej niespójne, które mi się podobają; nie potrafię tego zrozumieć). W każdym razie tu są istotne relacje ludzkie. Skromne i lepsze niż późniejsze rozbuchane opowiadania z tego cyklu.

Ted KosmatkaIn-Fall„. W stronę gigantycznej czarnej dziury leci nie-statek. Na pokładzie stary mężczyzna torturuje młodego chłopaka. Pomysł stary dobry, tekst nadmiernie patetyczny.

Jim Hawkins „Chimbwi”. Bohater, doktor fizyki, jest uciekinierem z rozdartej wojną Europy do świetnie prosperującej, bardzo zaawansowanej technologicznie Afryki („from ravaged England through war-torn Europe, through the Balkans and down the Greek mainland”). Odwrócenie znanej nam sytuacji bardzo oczywiste; bohater wyrzuca Afrykanom, że nie pomogli, że Europę i Amerykę można było uratować, ten odpiera zarzuty „a wyście nam pomogli, jak głodowaliśmy?” Przy czym są tu aluzje do ataków nuklearnych na Afrykę czyli nie tylko brak pomocy mógł być problemem, ale nie jest to bardziej rozwinięte. Ciekawe też, co Azja i Indie. Kołek do zawieszania niewiary mi mocno trzeszczał, bo niby skąd nagle Afrykanie wzięli środki na taką fizykę, ale opowiadanie niezłe, ładne zakończenie.

Robert Reed „Dead Man’s Run”. Bliska przyszłość, katastrofa klimatyczna w toku, do Lucasa dzwoni Wade, żeby pobiegali razem. Jest tylko ten drobny problem, że Wade nie żyje, ale to mu w niczym nie przeszkadza. Za to Lucas i przyjaciele chcą się dowiedzieć, kto go zabił. Strasznie dużo szczegółów, jeszcze więcej biegania, akcja dość oczywista, ale przyznaję, że wolę takiego przyziemnego Reeda od tej wydumanej fantastyki kosmicznej.

„Diabelski młyn” Aneta Jadowska (Nikita 3)

Wyznam, że przez pomyłkę zaczęłam to czytać jako drugą część. Zorientowałam się na trzeciej stronie, gdzie narratorka bardzo sprytnie przypomina, co stało się ostatnio. Czyli tydzień wcześniej, bo akcja tutaj zaczyna się sześć dni po końcu „Akuszera bogów„: od wizyty bardzo zirytowanej kasandrytki, której świątynia została użyta jako przekaźnik. A zaraz potem znowu wyruszamy w drogę, tym razem w poszukiwaniu tożsamości partnera Nikity. I robi się bardzo zaskakująco, chociaż nadal spójnie. Zupełnie nie mam się do czego przyczepić, jest to nadal pomysłowe, sprawne, spójne, wciągające, bohaterowie logicznie ewoluują. Dziwi mnie tylko, że obtvavr nie były uprzejme porozmawiać z Nikitą na temat Oelawnen przy pierwszym spotkaniu, przecież doskonale wiedziały, jak wyglądało jej dzieciństwo. Niby takie ciepełko rodzinne i smaczne domowe jedzonko, a jak przychodzi co do czego, to nic człowiekowi nie mówią.

„Akuszer bogów” Aneta Jadowska (Nikita 2)

pierwszej części jest budowanie świata i jego pokazywanie, oczami Nikity, która czuje się tam jak rekin w wodzie. Tutaj mamy już głównie intrygę, wymagającą wyrwania bohaterki z dobrze jej znanego miasta, udaje się bowiem do Norwegii w poszukiwaniu swojej przeszłości. A razem z nią liczne komplikacje. Akcja sprawna, postaci ciekawe, pomysły niezłe, Norwegię autorka najwyraźniej na własne oczy widziała, a zaskoczyło mnie tu przyjemnie poczucie humoru. To naprawdę fajny cykl, w niczym nie ustępujący na przykład Kitty Norville.  Zakończenie też jest profesjonalne, domykające wątki, a jednocześnie wyraźnie sygnalizujące, co będzie dalej.

„Hanka: Pierwsza powieść o Ordonównie” Katarzyna Droga

Właśne dobiega końca wielka wojna. W Sfinksie przy Marszałkowskiej dyrektor Julicz krytycznym okiem przygląda się młodziutkim piplajom, tancereczkom kabaretowym akurat ubranym w stroje kaczuszek. Dziewczątka świeżo po szkole baletowej nie bardzo się nadają do czegokolwiek, ale trzeba wybrać jedną do początkowej solówki. Julicz wskazuje niemal na chybił trafił osiemnastoletnią blondynkę, Marysię Pietruszyńską. Mogłaby od biedy zatańczyć na wejście, ale gdzie z takim nazwiskiem na afisz? Gwiazdor Karol Hanusz powiada, że dopiero co widział Strońską recytującą „Redutę Ordona” – zatem może Maria Ordon?
– Na drugie mam Anna – mówi dotychczasowa Marysia.
Annę na Hannę przerobi modnie jej wielka miłość, aktor Janusz Sarnecki, a Hanusz zabierze ją o Ziemiańskiej, gdzie wiersze czyta Julek Tuwim, siódmy rok starający się o Stefcię Marchew. Tak to przynajmniej wszystko wygląda w tej ni to fabularyzowanej biografii, ni powieści opartej na życiu Ordonówny, ale jeśli nawet było nieco inaczej, jakie to ma znaczenie. Pewnie faktycznie przy pierwszym solowym występie początkującą piosenkarkę kompletnie zjadła trema. Pewnie faktycznie dyrektor Julicz uważał, że jest bardzo przeciętna, ma słaby głosik – a i tak wyrosła z niej w końcu gwiazda, bo łaska publiki od zawsze na pstrym koniu jeździ. Na pewno Sarnecki nie miał zamiaru się żenić, na pewno surowy ojciec nie pochwalał tego, że córka tańczy rozebrana na scenie zamiast być przyzwoitą krawcową. Że Tyszkiewicza (przy tej okazji odkryłam, że był prawnukiem Zygmunta Krasińskiego) poderwała przypadkiem, już nie bardzo wierzę. Na tyle rozeznania ta niby naiwna gąska musiała mieć. Czy to faktycznie Dymsza przyniósł wieść, że do Warszawy przyjeżdża „NIebieski Ptak„, też już się nie dowiemy. W każdym razie przyjechał, i podobno to właśnie Ordonka była powodem, dla którego Jarossy (takiej pisowni używa autorka) został w Warszawie. Bawią się wszyscy znakomicie, choć przecież już w cieniu kolejnej wojny.

Ponieważ to nie jest tradycyjna biografia, dobrze mieć podstawową wiedzę na temat dwudziestolecia i ówczesnych celebrytów. A propos – autorka wkłada swoim bohaterom w usta współczesne słownictwo, wobec czego mam mieszane uczucia. Ale to chyba lepsze, niż fałszywe stylizacje. Zabrakło mi bibliografii, fabularyzowany tekst czy nie, na jakichś źródłach się chyba autorka opierała.

„Ale z naszymi umarłymi” Jacek Dehnel

Współczesny Kraków, w kamienicy mieszkają rozmaici ludzie, w tym Kuba z Tomkiem. Ten pierwszy pracuje w telewizji, teoretycznie jest dziennikarzem kulturalnym, ale jeździ kręcić materiały o tym, co spodoba się ludziom. Kiedy kamieniarz z podkrakowskiej wioski odkrywa rozwalone groby, oczywiście staje się to wydarzeniem dnia, ale to tylko preludium do dalszych wydarzeń. Groby mianowicie otwarte są od środka, a wkrótce w Polsce pojawiają się zombi. Są łagodne, i występują tylko w Polsce, co staje się przyczynkiem do pielęgnowania dumy narodowej (nie należy mówić „zombi”, tylko z szacunkiem „antenaci”), a autorowi daje możliwość satyrycznego opisu rzeczywistości. Jest zabawnie, bardzo trafnie, z ładnie narysowanymi postaciami, z wątkami pobocznymi: na przykład czternastoletnia córka sąsiadów Kuby i Tomka, która postanawia ich nawrócić na dobrą drogę, umieszczając im na drzwiach wlepki z piętnującymi hasłami. Stopniowo robi się coraz mniej zabawnie, a bardziej gorzko. Aluzje do obecnej rzeczywistości polskiej bardzo czytelne, natomiast uniwersalne są pytania o to, gdzie i kiedy zaczyna się zło, i czemu właściwie nie możemy go zdusić w zarodku.

„Dziewczyna z Dzielnicy Cudów” Aneta Jadowska (Nikita 1)

Jakoś tę Jadowską od końca czytam – zamiast zacząć od Dory Wilk sięgnęłam po pierwszy tom z cyklu „Nikita” (przyznaję, motywacją była długość cyklu), który najwyraźniej rozgrywa się w tym samym uniwersum, sądząc po tym, że bohaterkę uratowała kiedyś Dora Wilk. Czego dowiadujemy się ze wspomnień Nikity, która jest nieco Mary Sue: straszliwy ojciec ją porwał, torturował i okaleczył, pracuje jako wiedźminka… to znaczy, płatna zabójczyni istot nadprzyrodzonych, dla Zakonu rządzonego twardą pięścią przez Matkę, będącą przypadkiem również jej matką biologiczną, ale bez żadnej taryfy ulgowej dla córki. Wprost przeciwnie. Mamy tu i Glocka, i podrasowany motocykl, i hakerkę komputerową, i oczywiście magię, bo to urban fantasy, w dość klasycznym ujęciu: jest Warszawa realna i ta druga (złożona z Warsa i Sawy), gdzie wąpierze, wilkołaki i inne nader nieprzyjazne stworzenia. Na ich czele nowy partner Nikity, nasłany przez Matkę, która jednak wcale nie czyni tego w celu pomocy córce. Ta przyjaciół nie ma, zawiera wyłącznie układy handlowe. Magię posiada natomiast bardzo specyficzną i właściwie się nią nie posługuje.
Początek wyglądał mi na cokolwiek naciągany, z tymi wszystkimi podkreśleniami, jaki to Zakon strasznie niebezpieczny, ale czym dalej w akcję, tym lepiej. Są tu i całkiem oryginalne pomysły, dobrze rozegrane (Wars i Sawa, Dzielnica Cudów, czkawka, czy zapotrzebowanie na kalorie), i porządna akcja, i klimat. I w końcu nie tak oczywiste relacje między bohaterami, jak mogłoby się zdawać.

„Brick Lane” Monica Ali

W 1967 w bangladeskiej (ówcześnie wschodni Pakistan) wiosce na świat przychodzi Nazneen (dzieląca z autorką tej debiutanckiej powieści z roku 2003 datę i miejsce urodzenia, ale tylko tyle – Monica Ali miała matkę Brytyjkę i do Londynu trafiła znacznie wcześniej). Jej matka jest bardzo zaskoczona, bo myśli, że to niestrawność. Dwa lata później urodzi się Hasina, której wyjątkowa uroda będzie powodem kłopotów. Szesnastoletnia młodsza z sióstr ucieka z bratankiem właściciela tartaku, a osiemnastoletnią Nazneen ojciec wydaje za mąż za Banglijczyka w Londynie. Dziewczyna trafia do ubogiej, hindusko-pakistańskiej dzielnicy wielkiego miasta (główną ulicą jest tytułowa Brick Lane), w kraju, którego języka nie zna. Mąż jest dla niej dobry, nie bije, nie ma specjalnych wymagań, ale nie widzi potrzeby, żeby uczyła się angielskiego, ani żeby szła do pracy. Jest sfrustrowany życiem imigranta, uważa się za wykształconego intelektualistę, ale w pracy nie dostaje awansu. To postaci wnikliwie naszkicowane bardzo subtelnym piórem, nie ma tu żadnego silenia się na okropności, choć zapewne dałoby się takie znaleźć, długo nie szukając. Jest tu samo życie. Bohaterka po prostu tęskni za domem i siostrą, z którą regularnie wymieniają listy (choć Hasina jest półanalfabetką) i która nie może sobie ułożyć życia. Tymczasem Nazneen rodzi syna.
Monica Ali bez uproszczeń pokazuje skomplikowaną sytuację imigranta, w pierwszym pokoleniu, kiedy się oskarża wszystkich wokół o rasizm – i w drugim, kiedy rodzice domagają się kultywowania tradycji i straszą powrotem do starego kraju, a urodzony i wychowany w nowym świecie człowiek jest tą perspektywą przerażony. Są tu również nieoczywiste rozważania na temat małżeństwa aranżowanego, zawartego między obcymi sobie osobami: jak to wygląda po wielu latach przyjmowania tego człowieka obok siebie za oczywistą część życia. I czy naprawdę się tak różni od związku, na początku którego było zakochanie.
Pod koniec książki jest 11 września. Sytuacja muzułmanów w świecie zachodnim, w tym w Anglii, ulega zmianie. Wtedy pomyślałam, że Monica Ali napisała bardzo brytyjską książkę dla Anglików, która zapewne miała ich przekonać, żeby się nie bali sąsiada o ciemniejszej skórze i odmiennej kulturze. Tymczasem za rogiem już czaił się zalew przybyszy z Europy Wschodniej, czego nikt jeszcze wtedy nie przeczuwał. A teraz, kiedy to czytam po ledwie szesnastu latach, znowu nie wiemy, jak to koło obróci się za chwilę.

„Zachcianki”

Złapałam ten zbiór z roku 2012 odkrywszy, że są w nim prawie same znane nazwiska oraz przede wszystkim Dukaj, ale nie sprawdziłam, jakie jego opowiadanie. Okazało się, że znany mi już „Portret nietoty„, co mi nie przeszkodziło przeczytać go ponownie, z niesłabnącym zachwytem. Jest tu i cudowny, oryginalny pomysł, i wspaniałe wykonanie, i dopracowany każdy drobiazg, i zachwycający styl. Zdaje się, że trochę zapomniałam, jaki to dobry pisarz, tylko dlaczego on nie pisze! (Pisze, właśnie wydał eseje.)
Zbiór otwiera opowiadanie Sylwii Chutnik o dwóch kobietach, które pocieszają się wzajemnie, jedna straciła męża, druga kota. Nieco karkołomne, ale bardzo dobrze napisane. Potem jest Łukasz Dębski (autor głównie książek dla dzieci) z oniryczną historyjką o nieśmiałym doktorze Motylu, filmoznawcy. Gretkowska daje pseudointelektualną i raczej wtórną opowiastkę o spotkaniu Marylin Monroe z Freudem. Krystyna Kofta natomiast stwarza bohaterkę pracującą w burdelu zorganizowanym na wzór korporacji, choć przyjemności cielesne zupełnie jej nie interesują. Ciekawa wizja, nieco satyryczna, acz nie tylko. Wojciech Kuczok oczywiście świetny stylistycznie, bardzo niesmaczny, i jest to opowiadanie z twistem. Miłoszewski próbuje sił w fantastyce bliskiego zasięgu: pornografia okazała się mieć świetny wpływ na ludzi, jest więc legalna i sprzedawana w sieciówkach, a narrator tworzy filmy porno na prywatne zlecenia. Niezłe, chociaż jak to Miłoszewski, raczej wysilone i nieco drewniane. Nie ma on lekkości pióra jednak. U Plebanek nieco podobnie: znudzone żony zakładają fuckclub i wszyscy są szczęśliwi. Zupełnie inne jest opowiadanie Magdaleny Tulli: żadnej tu dosłowności, po latach spotykają się dwie dawne koleżanki, przyjaciółki, kochające się, nienawidzące? Bardzo podobnie u zamykającego zbiór Twardocha, którego tematyką również jest wieloznaczna relacja między kobietami.
Dość interesujący zbiór, ale jestem jednak cokolwiek rozczarowana, że aż tylu pisarzom hasło zmysłowość kojarzy się wyłącznie z pornografią i seksem dla każdego, ewentualnie z parą lesbijek. Dukaj świeci na tym tle jak słońce. Choć przyznaję, że i u Kofty i u Miłoszewskiego jest drugie dno.

„Szwindel” Jakub Ćwiek

W prologu umiera Ferdynand Górski, mieszkaniec domu starości. Całkiem normalnie, na przewlekłą obturacyjną chorobę płuc, po siedemdziesiątce. Zaprzyjaźniona z nim pielęgniarka ma do spełnienia ostatnią misję. W pierwszym rozdziale Olgierd Pychel wstępuje na chwilę do kawiarni i pada ofiarą wymyślnej kradzieży. W drugim Kaśka czeka na swojego partnera Mikołaja, kiedy pojawia się tajemnicza pani z wizytą, w sprawach osobistych. Jest to wszystko bardzo sprawnie napisane, lekkim piórem, wciąga od pierwszej chwili. Nie zdradzę tajemnicy mówiąc, że mowa o artystach przekrętu, co jest sygnalizowane przez autora licznymi nawiązaniami do „Vabanku”, Żądła” czy nawet Sherlocka Holmesa, których bohater nieodmiennie nie widział, nie zna się, nie interesuje, ale to jedyne, co mnie lekko tu zirytowało. Córka Anki nazywa się najpierw Iga, potem Wisia, ale ponieważ jest imię, które można zdrobnić na oba sposoby, to może to jednak niekoniecznie pomyłka. Postaci dobrze nakreślone, przerzucamy się zręcznie między licznymi bohaterami, a w tle cały czas wisi pytanie, jaki będzie ten tytułowy szwindel, bo że autor nas zaskoczy, to pewne. Jest też nieoczekiwana brutalność, i w sumie historia okazuje się mroczniejsza, niż mi się zdawało na początku.

„Z miłości? To współczuję. Opowieści z Omanu” Agata Romaniuk

Miałam wrażenie, że to książka o dziewczynach, które wyjechały do Omanu za mężem, i nie skończyło się to dla nich dobrze. Od razu pierwszy zwięzły rozdział rozwiał to przeczucie. Autorka jest w nim w ciąży, w Omanie od dwóch miesięcy, przyjechała tam z polskim mężem i rozmawia z młodą Omanką. Ta jej tłumaczy o małżeństwach aranżowanych, drugich żonach, kontraktach ślubnych i zapisanych w nich prezentach za urodzenie dziecka. Słucha z kolei o Polki małżeństwie z miłości i konkluduje „Z miłości? To współczuję, musisz wszystko robić sama, rodzić wszystkie dzieci, i możesz zostać z niczym”. Autorka zamyka te dywagacje suchym „dziewięć lat później przekonałam się, że miała rację”. Podobny punkt widzenia pojawi się ponownie w rozdziale trzecim, gdzie Bożena, polska Omanka, powie, że wszystkie żony dziedziczą po mężu po równo i lepiej przecież być drugą żoną, niż kochanką, która zostaje z niczym. Podobno jej matka przyjechała kiedyś z wizytą, obejrzała tamtejsze życie i westchnęła, że sama by została czyjąś drugą żoną.

Historia Bożeny w ogóle jest bardzo ciekawa: jako osiemnastolatka w 1968 poznała we Włocławku przyszłego męża, Omańczyka. Wzięli ślub, urodziły się dzieci, zamieszkali w Polsce. Ona była oczywiście katoliczką, on muzułmaninem, ale to mu nie przeszkodziło w zaniesieniu dzieci do chrztu. Przekonywał, że to przecież ten sam Bóg (rzeczywiście dużo moich znajomych twierdzi tak samo). W roku 1970 do władzy w Omanie doszedł nowy sułtan (o nim można tu przeczytać w drugim rozdziale), który wezwał Omańczyków do powrotu i budowania nowego kraju. W 1976 Talib wyjechał, rok później wysłał zaproszenie Bożenie. Nie bez obaw pojechała – i została. Jej mąż był nowoczesnym Arabem, prosił, żeby się nie zakutała w szaty, zachęcał ją do pracowania, i nie zamierzał brać kolejnych żon.

To jedna strona medalu. Po drugiej jest to, że Omanki muszą mieć prawnego opiekuna – oczywiście mężczyznę. Bez niego nie mogą na przykład zajmować się handlem. Mąż może się rozwieść z żoną kiedy chce, nawet bez jej wiedzy (nowoczesna technologia pomaga, teraz kobiety dostają z sądu smsem informację o rozwodzie); kobieta o rozwód może co najwyżej prosić. W Omanie nie istnieje pojęcie gwałtu małżeńskiego ani przemocy domowej. Jedynym powodem do rozwodu jest zdrada męża.

Natomiast nieoczekiwanie wielożeństwo może sprzyjać lesbijkom. Agata Romaniuk dotarła do pary żon jednego mężczyzny: pierwsza wybrała tę drugą dla siebie. Jedyną niedogodnością jest konieczność spełniania obowiązków małżeńskich, poza tym żyją razem szczęśliwie, nikt nie się nie interesuje tym, że chodzą wszędzie razem, ani tym, co robią w łóżku za zamkniętymi drzwiami. Ba, nawet wizyty u ginekologa odbywają się pod nadzorem męża i pierwszej żony, którzy stoją za parawanem.

Mimo tak sprzyjającego mężczyznom klimatu, ci nadal wyprawiają się po młode żony do Indii, gdzie kwitnie handel dziewczynkami. Są podobno bardziej uległe niż Omanki, w co trudno mi uwierzyć, zważywszy wszystko powyższe. To najcięższy rozdział tej książki. I w ogóle z trudem ptrafię uwierzyć, że świat gdzieś tak może wyglądać w roku 2019. Ogromna część świata w dodatku.