„Kult” Łukasz Orbitowski

To dziwne uczucie, kiedy się bierze do ręki nowego Orbitowskiego, a tam Myśliwski. Podział jest nie na rozdziały, tylko na taśmy, każda datowana na lipiec 1997, Oława. Narrator zwraca się do rozmówcy per „panie Łukaszu”, i ze swadą opowiada o swoim życiu, choć głównym tematem jest jego brat. Henio zawsze był inny, dziwny i rozmodlony, a w latach osiemdziesiątych na działkach zaczęła mu się regularnie ukazywać Matka Boska. Co bratu, księdzu i miejscowej władzy przysporzyło nie lada problemów.

O tym, że to tylko stylizacja, przekonało mnie użycie określenia „ombre” przez Zbyszka, fryzjera. W 1997 tej techniki nie było jeszcze nawet w planach. Bohater mówi też parokrotnie „zadziało się”, to też jest współcześniejsze wyrażenie. Poza tym Henio jest młodszy od Kazimierza Domańskiego, który w rzeczywistości był bohaterem tych wydarzeń, i ma inną biografię. Natomiast cała otoczka wokół nawiedzeń jest zgodna z faktami: Domański rzeczywiście twierdził, że Matka Boska kazała mu uzdrawiać ludzi, że musi na tym miejscu wybudować kaplicę, i rzeczywiście był problem z tłumami odwiedzającymi działki.

Jest to powieść o polskiej naiwnej, prymitywnej religijności, z tymi malowanymi figurami gipsowymi, z krwawymi łzami, z wizją matki Boskiej w niebieskich szatach, z kapryśnymi żądaniami wybudowania okazałych kaplic. Choć właściwie jaka inna miałaby być religijność? Z definicji jest przeznaczona dla maluczkich i ubogich duchem, ma nieść pocieszenie, a nie stanowić wyjście do rozważań intelektualnych. „– chcę być kochany / przez nieuczonych i gwałtownych / są to jedyni / którzy naprawdę mnie łakną” mówi Bóg do Barucha Spinozy w wierszu Herberta. Tu jednak mamy punkt widzenia narratora, który sam siebie uważa za mądrego starca, lepszego od innych. Wielokrotnie wyśmiewa się z niewidzialnego rozmówcy, pana Łukasza (Orbitowski w 1997 miał 20 lat), wytykając mu młody wiek, brak doświadczenia, brawurę młodości. Jest to w ogóle znakomicie napisany bohater, wielowymiarowy. Dobry ojciec, kochający mąż, troskliwy brat, jego pasją są kobiety, zdradza żonę bezustannie, ale zachowując dyskrecję. W młodości przyjaźnił się z Romkiem, późniejszym księdzem, i Waldkiem, późniejszym sekretarzem partii. Na początku pojawia się tu zresztą motyw ze „Szczęśliwej ziemi„: nastoletni kumple podbierają ojcu jednego z nich auto, żeby się przejechać, oczywiście kończą w rowie.

Skojarzenie z Myśliwskim szybko mi przeszło, dalej to jest miejscami bardziej Hrabal. Brutalny i gorzko zabawny, szalenie trafny w obserwacjach, to zresztą zawsze była mocna strona Orbitowskiego. Coraz lepiej się czyta tę całą spowiedź, od pewnego momentu zadając sobie pytanie, co jest za kulisami: jak właściwie się dogadali, ten młodziutki pan Łukasz i ten mędrkowaty fryzjer, z którego emanuje ogromna, nietypowa dla Polaków, joie de vivre. Dlaczego tu i teraz zwierza się młodemu chłopakowi.

Dziewczęta też uwielbiam i traktuję równo. Może być płaska albo gruba, jeśli fajnie się rusza. Wielu facetów wkurwia się na kobietki, ale ja nigdy. Kochałem je, gdy się śmiały i płakały, mogły na mnie krzyczeć i mnie okładać, ale nigdy nie było tak, żebym nie kochał kobiety. To wszystko bardzo piękne i dobre rzeczy są. Wódka. Dzieci. Taniec i dziewczęta. Ale nie ma nic piękniejszego niż golenie klienta na mokro.

Bohaterem tej powieści jest jednak przede wszystkim Polska, ta z lat 1983-1997, z obecnej perspektywy wyglądających paradoksalnie jak czas utraconej niewinności. Przy czym Orbitowski nie jest ani fałszywie nostalgiczny, ani gloryfikujący, ani potępiający. Obserwuje, ogląda, relacjonuje.

Jest to w końcu rzecz o wierze. Siła oraz czystość wiary Henia i jego pierwowzoru jest zaskakująca. Oszałamia to, co Kazimierzowi udało się osiągnąć własnymi siłami. Z mojej perspektywy nieco smutne jest, że ta energia i pieniądze nie poszły na lepszy cel. Orbitowski jednak nie wdaje się w te rozważania. Jeśli nawet brat Henia myśli mniej więcej to samo co ja, to nie daje temu wyrazu. Przede wszystkim ważny jest głęboki szacunek dla brata, bez względu na jego odmienność. Bardzo piękna, bardzo dojrzała, zaskakująca książka.

Skomentuj