„Pi razy oko” Matt Parker

Nie umiem ocenić, czy przystępnie, bo tematyka jest mi doskonale znana, ale chyba dość łopatologicznie autor przybliża laikom rozmaite problemy wynikające z ludzkich błędów matematycznych i komputerowych. Czasem to nawet nie błąd, tylko nadmiar optymizmu, jak w przypadku czasu uniksowego liczonego w sekundach od roku 1970, który to licznik przekręci się w 2038, już nie tak niewyobrażalnie odległym. A liczniki te na 32 bitach są nadal używane w wielu miejscach, często mocno newralgicznych.

Fascynująca i straszna jest historia pewnego jeziora w Stanach, które ze słodkowodnego głębokiego na 3 metry przemieniło się pewnego dnia w sięgający 400 metrów zbiornik słonej wody. Wszystko przez błąd pomiaru przy prostej triangulacji. Od razu człowiek inaczej wspomina błędy popełniane w pracy przez siebie. Nie miały aż takich konsekwencji. A tu przynajmniej cudem jakimś nikt nie zginął. Co innego przy wypadkach lotniczych zdarzających się, ponieważ od dłuższego czasu nikt nie restartował komputera pokładowego. A temu też przepełnił się licznik. Był również wypadek samolotowy spowodowany przez… brak oznaczenia na śrubach, brak okularów u osoby wykonującej wymianę śrub, i cały splot drobiazgów. Ostatecznie nie było ofiar, chociaż tyle.

Ubawiłam się przy opisie walki prowadzonej przez autora metodami biurokratycznymi z rządem w Brytanii w sprawie poprawy rysunku piłki nożnej na znakach drogowych. Czarne kawałki są mianowicie tamże przedstawiane jako sześciokąty, podczas gdy wiadomo doskonale, że muszą być pięciokątami i inaczej w przestrzeni 3D być nie może. Rząd brytyjski petycję ostatecznie odrzucił, co uważam za bardzo rozczarowujące. To chyba jest fragment specjalnie dla nerdów, którzy poprzednie wyjaśnienia różnic między 32 a 64 bitami przerzucili, ziewając. Dalej jest jednak mniej oczywistości, za to więcej okazji do uśmiechu. Oczywiście zachwyciła mnie numeracja rozdziałów od 0, rozdział numer 9,49 oraz różne inne podobne drobiazgi.

Skomentuj