Wodę głęboką jak niebo lejąc

Zawsze mnie fascynuje, jak przedmioty zajmujące w swojej podstawowej formie niewiele miejsca potrafią pokryć całą dostępną im powierzchnię, gdy już przestaną mieć ustaloną formę w wyniku działania siły przyciągania ziemskiego. Miałam dziś rano dużo czasu, żeby oddawać się tym rozważaniom, zamiatając z całej podłogi kuchennej szczątki miseczki.
Wykorzystałam resztki wieczoru wczorajszego na szybką przejażdżkę rowerową do lasu, gdzie podziwiałam wiosnę oraz przypominałam sobie, że przed maturą robiłam dokładnie to samo, to znaczy jeździłam na rowerze i czytałam książki zamiast się uczyć. Dręczyły mnie co prawda wyrzuty sumienia z tego powodu, ale to była jedyna sensowna rzecz, jaką mogłam uczynić. Wiedziałam, że albo napiszę polski na piątkę i nie będę musiała zdawać ustnego, albo ten ustny niechybnie obleję, ponieważ nigdy w życiu nie posiądę wiedzy wymaganej. Na polski szłam trzęsąc się ze strachu, matura z matematyki była za to czystą przyjemnością i czymś w rodzaju rozrywki. Parę dni później polonista spojrzał na mnie w ten szczególny sposób, którego przez wiele lat nie rozumiałam, pode mną zaś z ulgi ugięły się nogi i prawie usiadłam na podłodze. Z perspektywy czasu wiem, że moja praca maturalna (mój szesnastostronicowy felieton maturalny, jeśli mamy nazywać rzeczy po imieniu) udowadniała niezbicie, że szkoła nie nauczyła mnie dokładnie niczego, i to właśnie chciał przekazać mi skonsternowany wzrok polonisty.
Potem zaś (wczoraj wieczorem, a nie po maturze) miałam problem, co czytać po Marquezie, ponieważ nic nie dorasta mu do pięt ani okładek. Najpierw powzruszałam się trochę nad Polityką (bardzo jest wzruszający numer, Pilch i Passent i Mizerski nawet), a potem utonęłam w „Wodach głębokich jak niebo” Anny Brzezinskiej. Miałam nadzieję, że będzie dobre, tymczasem jest 15 razy lepsze niż moje nadzieje (jestem w połowie i nie mam zwyczaju chwalić przed skończeniem, lecz w tym wypadku nie może być wątpliwości). Jest jak Bradbury, Marcel Aymé i LeGuin w najlepszej formie razem wzięci, ale jest zupełnie osobna i swoja własna (a ja nie lubię Brzezińskiej i wcale jej nie czytam, bo mi się nie podoba). Może ja już do końca życia będę czytać tylko Brzezińską i Marqueza, na przemian?

1 thoughts on “Wodę głęboką jak niebo lejąc

Skomentuj