Jabłko; Żona podróżnika w czasie

Z czterech przywiezionych mi tydzień temu książek połowy już nie ma. To znaczy fizycznie są, ale pożarte, przeżute i strawione. Powinnam bardziej oszczędzać lekturę, bo mi już tylko księgarnie francuskie zostaną; ale to trudne, kiedy coś tak wciąga jak „Jabłko” Fabera, swego rodzaju postscriptum do „Szkarłatnego płatka”, skomponowane z luźno powiązanych opowiadanek w tamtym świecie osadzonych. Facet ma niesłychaną wyobraźnię, lubię jego oszczędny styl i naturalizm tak bezczelny, że aż ujmujący.
Żona podróżnika w czasie” to przeciwieństwo Fabera, zahaczające wręcz miejscami o grafomanię, jak po porządnym romansidle należało się spodziewać. Ona jest oszałamiająco piękna, blada i ruda, on jest oszałamiająco przystojny i podobny do pantery, ich miłość jest namiętna i na całe życie, choć tragiczna… Powaliło mnie natomiast na kolana osadzenie całości w sztafażu bardzo tradycyjnie sf. Nigdy w życiu nie widziałam niczego podobnego, choć teraz myślę, że to była absolutnie naturalna konsekwencja rozwoju fantastyki i że głupotą było tego nie przewidzieć. Urzekła mnie iście kobieca beztroska, z jaką pani Niffeneger wyjaśniła najbardziej dręczący paradoks związany z podróżami w czasie: dlaczego mianowicie nie można by było zmienić przeszłości? BO NIE. I już. Coś pięknego, i takie to proste, a tylu pisarzy się tak nad tym biedziło. Dobrze, nie będę się znęcać – naprawdę bardzo mi się podobało jej praktyczne podejście do podróży w czasie i związanych z nimi emocji. Fascynujący jest pomysł uprawiania seksu z samym sobą, wielka szkoda, że nie rozwinęła tego tematu. Świetna jest powtarzająca się kwestia „czy mówić sobie w przeszłości, co się wydarzy później, i dlaczego nie”. Bardzo staranna jest konstrukcja książki, choć oczywiście mocno przewidywalna, ale czego się spodziewać. Chwilami przypominała mi Silverberga z jego niesłychanie emocjonalnym podejściem do swoich bohaterów umieszczonych w mocno fantastycznym świecie – zwłaszcza w „Umierając żyjemy”. To były wprawdzie lata 70 ubiegłego wieku, ale to nadal jest komplement. Skojarzenie z Ffordem i ojcem Thursday było nieuchronne, choć to zupełnie inna klasa. Natomiast wprowadzanie do akcji młodego Polaka noszącego koszulkę Solidarności i będącego zagorzałym komunistą (!) na początku lat 1990 uważam za pomysł tak absurdalny, że całkiem brak słów. Żeby zobaczyć nieco ambitniejsze kobiece podejście do podróży w czasie, należy sięgnąć po ulubioną moją Connie Willis („Księga Sądu Ostatecznego” oraz „Nie licząc psa”).

16 thoughts on “Jabłko; Żona podróżnika w czasie

  1. No to szykują mi się kolejne lektury. Bardzo dobrze.
    A Ty czytaj następne i pisz tu o nich koniecznie.

    Nasunęło mi się pytanie, jak można liczyć psa? A ściślej, ile milisekund trwa policzenie jednego psa? Czy są ludzie, którzy potrafią policzyć psa szybciej niż inni?
    Czy pies przed i po liczeniu jest ciągle tym samym psem?
    Dlaczego jednego psa można policzyć tylko jedną liczbą: jeden?
    A liczby? Czy jest im wszystko JEDNO, co się nimi liczy?
    Hm…

  2. Kupilam sobie ‚Zone..’ jakis czas temu i sama nie wiem. Zaczelam czytac ale ciagle odkladam na potem. Jakos do mnie slabo przemawia

    A poza tym to snilo mi sie, ze z moim bylym chlopakiem Glupim Hipisem pojechalismy na basen do Paryza;-) Dosc absurdalny sen. W ogole macie tam jakies baseny??
    😉

  3. szyper, podoba mi się Twój tok rozumowania. w oryginale jest „To Say Nothing of the Dog”, co też można różnie interpretować 🙂

    dementi, podejrzewam że trzeba jednak lubić trochę sf, bo sami bohaterowie są dość bezbarwni. jakieś baseny tu są, ale to drażliwy temat, bo czynne do 18, a w niedzielę tylko rano, co mi uniemożliwia skutecznie korzystanie i unieszczęśliwia.

  4. a ja skończyłam to nieszczęsne merde rok w paryżu i dzisiaj czeka mnie prawdziwa uczta – sześć godzin w pociągu sam na sam z Prawdą 🙂

  5. laska, myślałam że już skończyłaś Prawdę… ona jest poza tym za krótka na 6 godzin!

  6. wyciągnęłam notesik i skrupulatnie zanotowałam tytuły. czytelniczo skromnie drepczę za Tobą. I z wielką radością witam takie notki, bo nie muszę się później szamotać w Empiku.

  7. issue, ale Jabłko to jeśli Płatek czytałaś. jeśli nie to polecam, aczkolwiek nie każdemu się podoba, ale zakładam że to wiesz. ja drepczę za mignoną, oraz Żonę mi pani laska poleciła.

    ania, Jabłko do śniadania ;), a Żona nawet nie wiem kiedy – sama się czyta. dziennik VW męczyłam znacznie dłużej, i to faktycznie gorąco polecam przede wszystkim, acz to niekoniecznie jest lekka lektura na lato.

  8. „Żona, podróżnika w czasie”… pomysł cacy, konstrukcja cacy, miłość do sf wyssałam wraz z perwszym przeczytanym numerem „Fantastyki” z 81 roku, po 80 stronach poddałam się wręcz znudzona. Straszna ze mnie malkontentka ostatnio się zrobiła, więc można spokojnie nie liczyć się z moją opinią 🙂

  9. Dla mnie „Żona” OK.
    Lekkie, dobrze się czytało, pomysł ciekawy.
    W sensie, że skupienie się nie na przygodach tego gościa, nie na jakiejś intrydze, co byłoby typowe, tylko na wątku miłosnym i samym problemie, jaki mają z tymi przenosinani.
    Wściekałam się natomiast na bohaterów. Załamywali mnie w kwestii rozmnażania.
    Oczywiście z racji wiadomo czego mało miałam dystansu do ich poczynań.
    Miałam ochotę wziąć tę parkę za główki i uderzyć o siebie, żeby usłyszeli ich pusty dźwięk.

  10. ikar, nic nie straciłaś, czym dalej tym nudniej i przewidywalniej. a opinię każdy ma własną 😉

    mignona, ale nie czytałaś tego będąc w ciąży, prawda? bo te rozwlekłe opisy poronień są wyjątkowo obrzydliwe. myślałam nawet o Tobie przy tych fragmentach.

  11. Płatki znudziły mnie na maksa, nie wiem o co tyle krzyku.
    Doczytałam do końca, bo Faber ujął mnie wszechstronnością (najpierw czytałam „Pod skórą” i osobiście wolę)

  12. goga, uwielbiam te rozmowy o literaturze, bo zawsze kończy się „mnie się podobało, a mnie się nie podobało i idżcie sobie” ;). de gustibus, cóż. inaczej nudno by było, nie?
    zaglądający tu niegdyś gościu-niedzielny odsądził mnie od czci i wiary za to, że mi się „Pod skórą” podobało 😉 osobiście doceniam jednak płatki najbardziej, a najbardziej podziwiam faktycznie wszechstronność Fabera.

  13. oczywiście, gusta i guściki i nie chodzi o to, żeby czyjś gust krytykować, raczej o danie drugiej szansy, czemuś, na czym się krzyżyk postawiło, bardziej zadaję sobie pytanie „a może czegoś nie dostrzegłam, co widzą inni?”, niż „o matko, jak może się podobać taka nuda?”
    toteż głos przeciw jest zachętą do dyskusji i do wyłożenia argumentów „za” wtedy wiem, czego, być może, nie doceniłam

  14. no, toteż ja staram się zawsze konkretnie napisać co mi się podobało a co nie podobało. w płatkach genialne połączenie powieści wiktoriańskiej z nowoczesnym naturalizmem. widać że facet miał i pomysł i warsztat. ale rozumiem, że to może nudzić…

Skomentuj