Za obrazami w muzeum

Ten debiut Kate Atkinson to uczciwa, solidna, porywająca saga rodzinna, skupiona przede wszystkim na kobietach. Narratorka, Ruby Lennox, opowiada nam o swoim dzieciństwie (od poczęcia w roku 1951; jest rówieśniczką autorki), przeplatając to wycieczkami w przeszłość swojej matki, babki i ciotek. Mężczyźni giną w jednej z dwóch wojen (znowu mamy obrazki z bombardowania Londynu, jak w „Jej wszystkich życiach„, ale te książki dzieli jakieś 17 lat i to „Za obrazami” była pierwsza), a jeśli już udaje im się spłodzić kolejne córki, to zajmują się głównie flirtowaniem z innymi paniami, ewentualnie piciem alkoholu. Ale matka narratorki też ma swoje za uszami: pewnego dnia zostawia córki na głowie bezradnego ojca, i znika, jak w tym samym czasie jej amerykańska odpowiedniczka w „Godzinach” – i jak jej babka Alice, pień tego niewiarygodnie rozgałęzionego drzewa genealogicznego. Ojciec zresztą radzi sobie doskonale, zatrudniając do opieki swoją kochankę. Matka wraca po tygodniu (babka zaś nie wróciła nigdy).

Na życiu rodziny cieniem się kładzie to, co narratorka przemilcza, i sugeruje półsłówkami. Dość wyrazistymi, skoro w 40% książki już wiedziałam, o co chodzi, więc nie chodzi tu o świadome kłamstwo, lecz o wyparcie. Nie mając jeszcze tej pewności męczyłam się długo, marudząc pod adresem autorki „i co, i kiedy ona to zamierza w końcu z siebie wydusić, czyżby to miał być wielki efektowny finał książki, no chyba jednak nie..?”. A potem znów dawałam się porwać narracji, świetnie odmalowanej rzeczywistości lat 50, potem 60. Jednym z pierwszych wspomnień małej Ruby jest koronacja Elżbiety, oglądana na malutkim czarno-białym ekranie, jedynym w sąsiedztwie. Przeżyłam szok uświadamiając sobie tę pozorną oczywistość -od tamtego czasu nie było innej koronacji. Nadal wszyscy żyjemy w epoce elżbietańskiej. A przecież za chwilę urodzi się drugie prawnuczę Elżbiety, i nikt już nie pamięta, że kiedyś telewizja nie miała kolorów. Wracając do Atkinson: niewiarygodnie wciągająca lektura, która po skończeniu zmusiła mnie do natychmiastowego powrotu na poczatek i cierpliwego wertowania całości, żebym się dowiedziała, czyją właściwie córką jest pielęgniarka pojawiająca się pod koniec. Lubię.

Skomentuj